Nie pierwszy już raz siadam do komputera żeby założyć bloga o zdrowym stylu życia i o swojej walce o lepszą sylwetkę. I tak jak zawsze, mam nadzieję, że może tym razem, że może teraz się uda wytrwać w swoich postanowieniach. Różnica jest jednak zasadnicza - teraz nie zaczynam od zera. Od sierpnia rezultaty mojej walki są widoczne i bardzo nie chcę ich stracić. Od kiedy wróciłam do domu po praktykach wakacyjnych, zawzięłam się aby odzyskać ciało sprzed rozpoczęcia studiów. Na pierwszym roku powiększyłam się troszkę, tak, że kilka par spodni musiało pójść w odstawkę. Teraz w większość znów wchodzę - chciałabym zmieścić się we wszystkie.
Już w ubiegłym roku zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest dobrze. Próbowałam coś robić, ćwiczyć, ale efektów praktycznie nie było, gdyż wieczorem, po ćwiczeniach,zasiadałam z chłopakiem do pysznej pizzy i piwka. Dopiero w wakacje, gdy takiej możliwości nie było i zaczęłam zdrowo jeść zobaczyłam, że aktywność fizyczna może przynieść niesamowite efekty! Jednak to prawda, że właściwa dieta to 70% sukcesu.
Po rozpoczęciu roku akademickiego dużo ciężej jest utrzymać odpowiednie nawyki żywieniowe. Wiadomo - obiady poza domem, późne powroty, kiedy tylko chce się napchać żołądek i iść spać, plus fakt, że mieszkam z chłopakiem, który może zjeść małego nosorożca i ciągle wyglądać szczupło. Ale nie odpuszczę. Nie tym razem. Nie kiedy po raz pierwszy zobaczyłam efekty swojej pracy, przekonałam się, że wszystko da się zrobić przy odrobinie dobrej woli. Dlatego założyłam tego bloga. Wiem, że w Was - w dziewczynach zaglądających tutaj, walczących każdego dnia o swoje ciało i zdrowie - znajdę motywację i siłę żeby nie odpuszczać. Będę wrzucać informacje o swoich treningach i tym, co jem. Bardzo chętnie przyjmę wszystkie Wasze uwagi, mówcie, co powinnam zmienić w swoim trybie życia żeby było dobrze.
Co do grzeszków żywieniowych, dla mnie największymi są:
- fast foody - głównie pizza, od której jestem prawdopodobnie uzależniona, uwielbiam
- wieczorne piwo - dwa, trzy razy w tygodniu, czy to przy okazji jakiegoś wyjścia (wiadomo, życie studenckie) czy po prostu do filmu
- jedzenie wieczorem - mogę od rana odżywiać się książkowo, ćwiczyć, pić hektolitry wody i zielonej herbatki, a przychodzi godzina 21 i najchętniej urządziłabym szturm na lodówkę, wyrzuciła z niej wszystko na stos i zeżarła
- żółty ser i oliwki - mogę zjadać kilogramami.
Co dziwne, nigdy moim problemem nie było jedzenie słodyczy. Okazyjnie jakieś ciacho mogę wsunąć, ale do słodkiego nigdy nie ciągnęło mnie tak bardzo jak do słonego.
Jeżeli chodzi o treningi, to zaczęłam, bo usłyszałam o Ewie Chodakowskiej. Oczywiście. Z czasem fascynacja jej treningami minęła, zaczęłam szukać czegoś nowego. Znalazłam Mel B, Jillian Michaels, panią z Fittappy, Zuzkę Light, treningi Victoria Secret's i całą masę innych rzeczy. Ciężko powiedzieć, kto podszedł mi najbardziej, to chyba nie jest istotne. Na kolejne dni znalazłam sobie wyzwanie 70 dni z Mel B które mam zamiar realizować, ponieważ samą Mel uwielbiam za jej uśmiech, energię i tonę motywacji. Przewiduję jednak wprowadzenie pewnych zmian, a mianowicie wolne będę miała dwa dni w tygodniu, nie jeden, przynajmniej na początku, bo ćwicząc przez 6 dni na 7, wysiadam. Potrzebuję trochę więcej czasu na regenerację i mam nadzieję, że nie przyniesie to dużych negatywnych skutków.
Tyle by było chyba z mojej strony. W kolejnym poście postaram się podać Wam moje wymiary, a także pochwalić się (oby!) przebiegiem mojego dnia. Trzymajcie się ciepło!